Tom II

W świecie skrzatów

Tom II

Skąd się wzięły skrzaty?

Skrzaty (nie tylko wrocławskie) bardzo często mylone były z krasnoludkami. Nie ma w tym nic dziwnego, ponieważ to od nich się wywodzą. Największą różnicą jest jednak usposobienie. Krasnoludki zasadniczo są pomocne i życzliwe ludziom bez względu na ich pochodzenie. Starają się też nie wchodzić im w drogę, od czasu do czasu spełniając jakiś dobry uczynek. Niestety czasami zamiast życzliwego gestu niektóre z nich wybierają psoty. Zazwyczaj są to niewinne żarty, jak posolenie herbaty zamiast posłodzenia miodem, zaproponowanie do jedzenia zupy widelca w miejsce łyżki. Ot, drobne dowcipy. Zdarzało się jednak, że kilka krasnoludków przekroczyło pewną granicę. Posłuchajcie.

Początek

Żniwa zbliżały się wielkimi krokami. Jak co roku w okolicach lipca krasnoludki (i oczywiście skrzaty)  miały sporo pracy przy drobnych uczynkach. Zazwyczaj było to odsiewanie plew od zboża po wymłóceniu czy przegonienie myszy ze spiżarni, a dokładniej – zachęcenie gryzoni do opuszczenia pomieszczenia, tak aby nie stała im się krzywda ze strony ludzi. Innym zadaniem było zachęcanie pszczół do zbierania nektaru z odpowiednich kwiatów. Takich drobnych sprawunków było jeszcze mnóstwo.

Pewnego dnia trzech krasnoludków (nie należących do wrocławskie braci) stwierdziło, że zabawnie będzie usłyszeć, jak koło młyńskie trze kamienie. W tym celu wrzucili parę drobnych otoczaków do worka ze zbożem przeznaczonym na mąkę. Usiedli pod młynem i czekali. Chwilę później do ich uszu dobiegł chrzęst i przerażone krzyki młynarza. Cała trójka miała niezły ubaw, jednak reszta krasnoludków była mocno poirytowana, ale i zaniepokojona.

Co wydarzyło się później?

Skryba opisuje wrocławskie skrzaty

Sytuacja powtórzyła się kilkukrotnie. Psoty przybierały na sile i nikt nie był w stanie przemówić nicponiom do rozsądku. Pewnego wieczoru, kiedy krasnoludki powoli wracały do domostw, usłyszały dziwny skrzek. Coś jakby zniekształcony śmiech. Następnego dnia młynarz odkrył, że w kilku workach zamiast ziarna były tylko drobne kamyczki.

Trójki psotników już nigdy nie widziano. Od czasu do czasu wieczorami słyszano tylko ochrypłe „hi, hi, ha, ha”. Krasnoludek zwany Ideowcem stwierdził wówczas, że to przez wredne wygłupy troje ich kompanów zmieniło się w psotników, ponoć nazwanych skrzatami właśnie od tego skrzekliwego śmiechu.

W kronice krasnali zapisano później: „Uwaga na skrzaty zwyczajne oraz mroczne, które są dużo groźniejsze. Poniżej lista ich występków”. A jak psociły wrocławskie skrzaty? O tym więcej w Tomie II.

Dlaczego Pod Złotym Psem straszy?

Karta III

Chyba z większością miast, miasteczek oraz wsi związana jest chociażby jedna legenda. Może ona dotyczyć na przykład założenia osady, a jeżeli jest to duży gród, zazwyczaj mamy do czynienia ze smokiem. Zamki też mają swoje historie i nie wiedzieć czemu sporo z nich tyczy się… białych dam. Popularne są również opowieści o miejscach, w których straszy. Nieprzypadkowo zazwyczaj chodzi o opuszczone obiekty, ruiny tudzież lokalizacje, gdzie nic nigdy nie rosło i nie wyrośnie, zwane uroczyskami. We Wrocławiu jedną z najbardziej znanych budowli, w której ponoć straszy, jest kamienica ulokowana na samym rogu Rynku, nazywana Pod Złotym Psem. Posłuchajcie.

Wzgórze Miłości czy Wzgórze... ?

Karta I

W jednym z poprzednich opowiadań była mowa o pewnym wzgórzu – jednym z wielu, jak zostało wspomniane. Ile dokładnie jest tych wzniesień? Można się spierać, ale przyjmijmy, że jest ich kilkanaście. Ktoś może uznać pagórek o wysokości pięciu metrów za wzgórze, dla kogoś innego musi to być przynajmniej dziesięć czy może dwadzieścia metrów. Jednym z takich miejsc jest całkiem popularne Wzgórze Partyzantów, dawniej zwane Wzgórzem Miłości, a jeszcze wcześniej Wzgórzem Liebicha. Nie będę wnikał w historię powstania owego miejsca, a jedynie nakreślę problem z samym nazewnictwem. Posłuchajcie.